wtorek, 20 kwietnia 2010

Bag End

Kiedy mieszkałam na Malaka, na moich drzwiach wisiała tabliczka "Bag End" - prezent od brata. Teraz, kiedy mieszkam w małej wiosce 1,5 km od południowej granicy Warszawy, w zupełnie innym świecie, tabliczka leży w szufladzie starannie opakowana w mięciutką folię. Tak skończył się mój Bag End. To był mój własny, samotny kraik w centrum sterowania wszechświatem. Tam miałam czas - dużo, nawet za dużo czasu - na spotkania ze sobą, z innymi. Teraz mi tego straconego czasu brakuje, na wszystko, dla wszystkich, dla siebie. Mam nadzieję, że w tym wirtualnym Bag Endzie będę mogła się spotkać ze sobą i trochę z tymi, którzy tu zagoszczą. To tyle tytułem usprawiedliwienia się przed sobą samą po co mi to pisanie. Na razie na próbę - albo się tu odnajdę, albo stąd ucieknę. Zawsze przecież można wszystko skasować i zniknąć.
Ponieważ nie wiem, ile tu przetrwam, nikomu się jeszcze do tego bloga nie przyznałam - to na wypadek, jak się wyda ;-) A wydać się może, bo bezwzględny Google od razu człowieka ujawnia, jak się coś u kogoś pisze. Może i nie ujawniałby, gdyby człowiek umiał to i owo wyłączyć lub włączyć - a nie jak dziecko we mgle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz