czwartek, 30 września 2010

Znów o pracy

Oj tak, w pracy można się koncentrować na jednym, a życie domowe jest z natury swej wielowątkowe i po całym dniu człowiek bardziej pada (jeśli to możliwe).
Jestem z takich osób, że lubię trochę pracować i trochę być w domu. Jedna full opcja mnie męczy. Pamiętam czas, kiedy miałam tylko pracę, bo męża ani tym bardziej dzieci w moim życiu jeszcze nie było - i byłam bardzo nieszczęśliwa. A kiedy całymi dniami siedziałam w domu, np. dodatkowo uziemiona jakimś choróbskiem dzieci, to może i szczęśliwsza byłam, ale bardziej drażliwa, mniej odporna i wytrzymała i - przyznam - były chwile, że miałam wszystkiego dość. A takie trochę tu, trochę tam bardzo mi odpowiada. Lubię iść do tych wszystkich dorosłych ludzi, pogadać choćby chwilę przy ekspresie do kawy, a potem wracać do moich małych stęsknionych córeczek, bawić się z nimi na dywanie, nakarmić Klarcię, poukładać z Kingą klocki czy puzzle.
Nie byłabym sobą, gdybym trochę nie pomarudziła - z pracą OK, ale mogłoby być idealniej. Obecnie pracuję przez kilka dni, czasem 2 tyg., w miesiącu w normalnych godzinach pracy. A potem dwa tygodnie luzik, najwyżej coś robię w domu (tego nie lubię - dziewczyny idą spać, a my z mężem zamiast sobie normalnie pobyć razem, zabieramy się za swoje roboty niedokończone - mąż pisze, ja czytam i tak do północy). Wolałaby pracować częściej, ale krócej w ciągu dnia, np. zamiast 7-8 godzin jakieś 3-5. Marudzę? Wiem. I tak jest nieźle! :-)

poniedziałek, 27 września 2010

Odpoczywam w... pracy

Dawno tu nie byłam, bo brak czasu. Od dwóch tygodni pracuję i od dwóch tygodni chorujemy na potęgę wszyscy po kolei. Codziennie jakaś nowość. Kinga przyniosła z przedszkola jakiegoś bakcyla i zaczęło się od zwykłego kataru, potem zapalenie krtani i w końcu oskrzeli - Kinga, Klara i ja. Mąż ma niezidentyfikowany kaszel - niby alergiczny, ale antybiotyk pomaga. A teść, który przyjechał razem z teściową do pomocy na czas mojej pracy, nabawił się zapalenia płuc. Nie mam siły. Dlaczego nie możemy normalnie chorować - jakiś katar, kaszelek, tydzień i po wszystkim? Kindze ciągnęło się tak "normalnie" przez dwa tygodnie - ani zdrowa, ani chora nie była. Dopiero, kiedy zeszło na oskrzela, antybiotyk postawił ją na nogi. Tyle słyszałam o szkodliwości antybiotyków, a dziewczyny ciągle je jedzą. Klara każdy katar kończy zapaleniem oskrzeli, antybotyków nałykała się już tyle, a roku jeszcze nie ma. Boję się tych antybiotyków i boję się ich nie dać. Jakaś paranoja. W domu szpital i kocioł ogólny. Na co dzień na mam ani chwili dla siebie i odpoczywam dopiero w... pracy. Kiedy mam przerwę między stroniczkami, mogę pomyśleć, wypić kawę, napisać tutaj coś...

czwartek, 2 września 2010

Przedszkolaczkiem być

Moja starsza poszła do przedszkola - na różowo od stóp do głów, bo czarna faza już minęła. Wczoraj była zachwycona i nie chciała wracać do domu, dzisiaj z rana entuzjazm nieco przygasł. Ciekawe, jak będzie dalej. O przedszkolu marzyła już od dłuższego czasu, bo dzieci, bo można się bawić, biegać, gonić - tak to sobie wyobrażała. Po pierwszym dniu dowiedziałam się, że to żywioł (tyle to już wiem) i indywidualistka (to był chyba eufemizm, bo pani to powiedziała z takim porozumiewawczym uśmiechem z przekąsem) z zakusami na przywódcę. Rzeczywiście jest bardzo odważną i śmiałą dziewczynką - na podwórku rozstawia nawet nowo poznane dzieci, dyktuje zabawy, rządzi się strasznie, tylko... tak nie bardzo patrzy na to, czy innym się to podoba. Ale podejrzewam, że w tym wieku inteligencja emocjonalna nie musi być najmocniejszą stroną.
Za to młodsza nie umie się w domu odnaleźć, bo przez całe jej dotychczasowe życie była ta Duża, która zaczepia, popycha, przygniecie, ale jest i się interesuje, a teraz - tylko matka, która ma kupę roboty do nadrobienia. Z tym nadrabianiem zresztą też się przeliczyłam - tyle rzeczy sobie obiecywałam zrobić, jak Duża pójdzie do przedszkola, a tu Mała zaczęła raczkować w pełnym tego słowa znaczeniu, od wczoraj już śmiga dzielnie na kolankach i żadnej niewoli nie znosi. A ja jak zwykle nie wyobrażam sobie zaległych porządków i walki ze stertą prasowania z niemowlakiem u stóp... Co może, poczeka na inne czasy, a co nie może, samo się zrobi :-)