skip to main |
skip to sidebar
Autorefleksja na różowo
Tak wygląda dzisiaj moja lewa stopa. Zdałam sobie z tego sprawę, kąpiąc wieczorem Dużą. Okropność i kicz do kwadratu. No cóż, od pewnego czasu zaczynam podświadomie gromadzić rzeczy w tym kolorze. Jako mała dziewczynka najprawdopodobniej (bo nie pamiętam) lubiłam różowy, potem absolutnie nie - będąc nastolatką i "poważną" studentką nie wypadało mi mieć kiczowatego gustu gówniary. A teraz mogę! Mogę sobie uwielbiać natrętną, obrzydliwą i kiczowatą fuksję. Ale tylko prywatnie: mam w tym kolorze plażową sukienkę, domowe skarpetki i klapeczki, bluzkę do piaskownicy, lakier do paznokci, którego używam na wakacjach lub wcale, ręcznik, ale taki najmniejszy... Wyżywam się za to, kupując ubranka dla córek, a efekt jest taki, że moja Duża, zapytana, jakiego koloru chce bluzkę, rowerek czy plombę w zębie, odpowiada: "Czarną, czarny, czarną...".
Dusza też różowa? ;-))
OdpowiedzUsuńPrzesycić przedszkolaczkę różem to prawdziwy talent, zazwyczaj chłoną go one bez opamiętania. Ja jako matka dwóch chłopców żyję pomiędzy wojskową zielenią, granatem i czernią. Ewentualnie wchodzi w grę brąz. Zazdroszczę różu. W takim otoczeniu życie powinno wydawać się prostsze (różowe okulary etc.) pozdrawiam.a.
P.S. i gratuluję postępów technicznych. Post na różowo. ślicznie. :-)