sobota, 18 grudnia 2010

Dobrze mi :-)

Tomek zawiózł Kingę do Częstochowy - jedna noc i pół dnia bez niej, a ja już tęsknię i myślę, co robi, co mówi, czy kaszle i kicha (bo to moja obsesja) i resztką siły woli powstrzymuję się, żeby nie dzwonić co godzinę (jest 15.00, a ja zadzwoniłam jak dotąd tylko raz). Rośnie ze mnie toksyczna matka, nie ma co. Bez połowy rodziny od razu jakoś jest cicho i pusto, niby mam więcej czasu i trochę się nudzę, ale przy pełzającej Klarci niewiele da się zrobić. Dziwny czas - niby go więcej, a wolniej płynie, nie potrafię tak nic nie robić, tzn. pełzanie za pełzającą córcią nie jest nic-nie-robieniem, ale wartką akcją na pewno też nie, a ja - widzę to coraz wyraźniej - lubię akcję. Póki co upiekłam świąteczny piernik według przepisu mojej Babci, słuchając pięknych pieśni z wydanej przez Sykomorę książeczki "Wszyscy na Ciebie czekamy" i zrobiło mi się tak miło, spokojnie i przedświątecznie. Już dawno tak się nie czułam i bałam się, że to już minęło wraz z młodością i nigdy nie wróci, a jednak! Okazało się, że dobrze się zatrzymać, zwolnić i lekko się ponudzić, pocelebrować upływający czas - a nagroda sama przychodzi. Tylko że gdyby mnie życie nie zmusiło, nie zwolniłabym, a Kingi i tak mi brakuje i kropka.

6 komentarzy:

  1. A ja myślałam, że ze starszakiem jest mniej urwania głowy niż z pełzakiem;)
    No i mówią, że dwójka zabawi się sama, a jedno absorbuje tylko rodzica;) Zresztą ostatnio byłyśmy z Jagódką u koleżanki, której dwójka dzieci (przedszkolnych) tak się fajnie zajęła moją młodą, że jej mamusia mogła sobie spokojnie plotkować i pić kawę:DDD
    Aha - i nic w tym co piszesz Anulko toksycznego nie jest - Kinga jest jeszcze bardzo mała. Człowiek to taka małpa, ewolucja musiała zadbać o interes młodych osobników wytwarzając tak silną pierwotną obustronną potrzebę bycia młodego z matką:-))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany - za dużo mi się porobiło kont - domyśliłaś się, mam nadzieję, że powyższe pisałam ja - Donka :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że jest lepiej:) Mnie jest trudno zostawać z samym Szymonem na dłużej, rzadko się to zdarza ale bardzo wtedy brakuje Mani. Obiema rękami moge się podpisać pod tym, że z dwójką jest łatwiej, pewnie zależy to też od wieku dzieci, ja jednak odczułam to bardzo wyraźnie. Pozdrawiam serdecznie A.

    OdpowiedzUsuń
  4. dobrze, że już dobrze. ja też przez chwilę dzisiaj taką błogość i spokój jak z dzieciństwa poczułam

    OdpowiedzUsuń
  5. Zygzo, dziękuję :-)
    Donko, pewnie że się domyśliłam, wszak Lukrecja z kwiatem paproci kojarzy mi się jednoznacznie :-)
    Aniu, w przypadku moich dziewczyn łatwiej jest w pojedynkę, chyba ze względu na wiek na razie.
    Agnieszko, skąd się bierze ta magiczna moc dzieciństwa? Mam nadzieję, że nasze dzieci też będą miały taki piękne, własne i nikomu nieznane wspomnienia, tak na całe życie.

    OdpowiedzUsuń