Tomek zawiózł Kingę do Częstochowy - jedna noc i pół dnia bez niej, a ja już tęsknię i myślę, co robi, co mówi, czy kaszle i kicha (bo to moja obsesja) i resztką siły woli powstrzymuję się, żeby nie dzwonić co godzinę (jest 15.00, a ja zadzwoniłam jak dotąd tylko raz). Rośnie ze mnie toksyczna matka, nie ma co. Bez połowy rodziny od razu jakoś jest cicho i pusto, niby mam więcej czasu i trochę się nudzę, ale przy pełzającej Klarci niewiele da się zrobić. Dziwny czas - niby go więcej, a wolniej płynie, nie potrafię tak nic nie robić, tzn. pełzanie za pełzającą córcią nie jest nic-nie-robieniem, ale wartką akcją na pewno też nie, a ja - widzę to coraz wyraźniej - lubię akcję. Póki co upiekłam świąteczny piernik według przepisu mojej Babci, słuchając pięknych pieśni z wydanej przez Sykomorę książeczki "Wszyscy na Ciebie czekamy" i zrobiło mi się tak miło, spokojnie i przedświątecznie. Już dawno tak się nie czułam i bałam się, że to już minęło wraz z młodością i nigdy nie wróci, a jednak! Okazało się, że dobrze się zatrzymać, zwolnić i lekko się ponudzić, pocelebrować upływający czas - a nagroda sama przychodzi. Tylko że gdyby mnie życie nie zmusiło, nie zwolniłabym, a Kingi i tak mi brakuje i kropka.
:-)
OdpowiedzUsuńA ja myślałam, że ze starszakiem jest mniej urwania głowy niż z pełzakiem;)
OdpowiedzUsuńNo i mówią, że dwójka zabawi się sama, a jedno absorbuje tylko rodzica;) Zresztą ostatnio byłyśmy z Jagódką u koleżanki, której dwójka dzieci (przedszkolnych) tak się fajnie zajęła moją młodą, że jej mamusia mogła sobie spokojnie plotkować i pić kawę:DDD
Aha - i nic w tym co piszesz Anulko toksycznego nie jest - Kinga jest jeszcze bardzo mała. Człowiek to taka małpa, ewolucja musiała zadbać o interes młodych osobników wytwarzając tak silną pierwotną obustronną potrzebę bycia młodego z matką:-))))
Rany - za dużo mi się porobiło kont - domyśliłaś się, mam nadzieję, że powyższe pisałam ja - Donka :-)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że jest lepiej:) Mnie jest trudno zostawać z samym Szymonem na dłużej, rzadko się to zdarza ale bardzo wtedy brakuje Mani. Obiema rękami moge się podpisać pod tym, że z dwójką jest łatwiej, pewnie zależy to też od wieku dzieci, ja jednak odczułam to bardzo wyraźnie. Pozdrawiam serdecznie A.
OdpowiedzUsuńdobrze, że już dobrze. ja też przez chwilę dzisiaj taką błogość i spokój jak z dzieciństwa poczułam
OdpowiedzUsuńZygzo, dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńDonko, pewnie że się domyśliłam, wszak Lukrecja z kwiatem paproci kojarzy mi się jednoznacznie :-)
Aniu, w przypadku moich dziewczyn łatwiej jest w pojedynkę, chyba ze względu na wiek na razie.
Agnieszko, skąd się bierze ta magiczna moc dzieciństwa? Mam nadzieję, że nasze dzieci też będą miały taki piękne, własne i nikomu nieznane wspomnienia, tak na całe życie.