wtorek, 16 listopada 2010

Szybko, szybko, czyli morderczy katalog

Przez ostatnie trzy tygodnie trudno było u nas o wolną chwilę - na zmianę praca, choroby, praca, choroby albo jednocześnie praca i choroby, choroby i praca - w dowolnych konfiguracjach. Mimo że córcie chorują niemalże na okrągło, nie mogę się do tego przyzwyczaić - zawsze tak samo się denerwuję i panikuję: żeby diagnoza była dobra, żeby lekarstwa zadziałały, żeby nie trzeba było następnego antybiotyku, żeby się nawzajem nie pozarażały... Nasila się to, kiedy idę do pracy, nawet jeśli one zostają ze swoim własnym tatą. To jakaś choroba - wszystko sama wiem i robię najlepiej. W zeszłym tygodniu musiałam zostawić chore dziewczyny przez trzy dni z mężem i zająć się pracą nad katalogiem - piękna to dla mnie nauka, bo wszyscy przeżyli całkiem dobrze, mimo iż mnie tam nie było, a mąż stwierdził, że nie ma nic bardziej relaksującego niż bycie w domu z dziećmi. Dlaczego ja uważam inaczej? Najbardziej lubię w tym wszystkim umiar, ale długo jeszcze nie będzie mi to pewnie dane.

4 komentarze:

  1. Rzeczywiście coś choróbska przeginają. Rozumiem, ze trzeba ćwiczyć układ odpornościowy dziecka, ale bez przesady ;- Życzę zdrowia dziewczynkom!
    A co do reszty, jednak nie jesteśmy niezastąpione ;-) To może trzeba z tego czasem skorzystać? Nie tylko jak się idzie do pracy? ;-)
    Trzymaj się kochana. Zniknęłam z Twoich obserwatorów, ale tylko formalnie. Pozostaję wciąż Twoim wiernym czytaczem. Aneta

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Anulko!
    Przepraszam, że 1.11 nie pogadałam z Wami, ale byłam wykończona po podróży z dziećmi na moje rodzinne groby poza Warszawą. Od 8 rano byliśmy w trasie i miałam dość.
    A co do mężów w domu i ich entuzjazmu, co do domowych pieleszy - Piotrkowi po 2 tygodniach osłabł zapał, a po miesiącu przestał być entuzjastą, bowiem raz zdarzyło mu się być 3 miesiące w domu z racji zmiany pracy i akurat nie mieliśmy żadnej niani ani chętnej babci do pomocy. Obecnie z nabożną powagą mówi o trudach, jakie muszę ponosić w codziennych, domowych zmaganiach.
    A wychodzić bez dzieci powinnaś zdecydowanie. Na przykład na babskie pogaduchy. Służę towarzystwem.
    Karinko

    OdpowiedzUsuń
  3. Karinko, dojrzała już we mnie potrzeba samodzielnych wyjść, bez męża i dzieci (choć opcja cały dzień w pracy jeszcze mnie troszkę przerasta). Muszę wykorzystać entuzjazm Tomka do ojcowania (pewnie po kilku tygodniach też by mu się troszkę odmieniło), jak tylko wymyślę, jak wszystko zorganizować, chętnie skorzystam z towarzystwa. I mam nadzieję, że to nie będą czcze obietnice, bo ja naprawdę chcę, tylko z organizacją u mnie nie najlepiej.
    Anetko, cieszę się, że tu zaglądasz. Szkoda, że już do Ciebie nie można, ale skoro Ci z tą decyzją lepiej, to tak powinno być.
    Pozdrawiam, dziewczyny, bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też chcę się spotkać! Dajcie, kobiety, znać, dobrze?

    OdpowiedzUsuń