U nas znowu kaszel, kaszel i kaszel. Kinga chorowała trzy tygodnie, tydzień chodziła do przedszkola i była najszczęśliwsza na świecie, a w weekend znów się zaczęło i jest coraz gorzej. Boję się, że znów się skończy na antybiotyku, a skończyła brać ostatni dwa tygodnie temu. Dlaczego takiego przeziębienia nie da się zatrzymać? Daję jej różne domowe specyfiki, klepię, nawilżam, szprycuję witaminą C i innymi antykaszlowymi i nic. Mogę tylko bezradnie patrzeć, jak kaszel jest coraz większy, schodzi niżej i obstawiać, czy na oskrzela zejdzie jutro czy pojutrze. Wykańcza mnie to psychicznie. A Klarcia wszystko w ślad za siostrą. Wiem, że dzieci chorują, ale co tydzień? A poza tym różni życzliwi opowiadają mi o szkodliwości antybiotyków, które mogą doprowadzić nawet do śmierci. Szczęśliwi, którzy nie muszą ich używać; szczęśliwi, którym dzieci nie chorują. A ja jestem sfrustrowana. A do tego Mąż w pracy do późnych godzin nocnych albo na wyjazdach służbowych, ja mam za tydzień pracę i nikogo do dzieci, które z dnia na dzień nie wyzdrowieją. Nie, absolutnie sobie nie radzę z tą dorosłością i podejmowaniem setek małych-wielkich decyzji.